19 października 1984 roku w późnych godzinach wieczornych (około 21.30) został uprowadzony przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa pod dowództwem Grzegorza Piotrowskiego ksiądz Jerzy Popiełuszko. Informacje na ten temat zelektryzowały światową opinię publiczną od pierwszych chwil.
Pierwsze wieści o porwaniu
Stało się to w okolicy miejscowości Przysiek, kiedy warszawski kapłan wracał do stolicy z Bydgoszczy. Jedenaście dni później jego zwłoki zostały wyłowione z zalewu na Wiśle w okolicach Włocławka. Byłby zapewne kolejną ofiarą „nieznanych sprawców”, gdyby nie to, że udało się uciec jego kierowcy Waldemarowi Chrostowskiemu. Dzień po porwaniu (w sobotę, 20 października) o uprowadzeniu księdza poinformowały Telewizja Polska i Polskie Radio, a w ślad za nimi media zachodnie – jako pierwsze Radio Wolna Europa. Te pierwsze informacje były zresztą nader skąpe i niezbyt dokładne. Słuchacze RWE mogli usłyszeć: Nadeszła wiadomość, że telewizja warszawska podała, iż ksiądz Jerzy Popiełuszko z parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu od 24 godzin przepadł bez wieści. Według informacji w telewizji został on porwany ubiegłej nocy pod Warszawą. Podróżował on samochodem, który został zatrzymany przez nieznanych osobników, podających się za milicję. Kierowca samochodu zdołał uciec i zaalarmował władze o tym incydencie. Dokładniejsze i szersze doniesienia pojawiły się już dzień później, podobnie zresztą jak pierwsze komentarze. Polska ponownie znalazła się na czołowych miejscach zachodnich serwisów radiowych i telewizyjnych oraz na pierwszych stronach gazet. Tu drobna ciekawostka: o uprowadzeniu księdza we Włoszech jako pierwszy – w niedzielę – poinformował komunistyczny dziennik „L’Unita”. Dzień później temat ten był na czołówkach praktycznie wszystkich włoskich dzienników. W zachodnich mediach przez kolejne kilkanaście dni relacjonowano wydarzenia w PRL – działania władz, reakcje Kościoła i działaczy opozycji, nastroje społeczne. Snuto spekulacje, zastanawiano się czyim dziełem było uprowadzenie duchownego oraz jakie mogą być tego konsekwencje.
Ostrożna reakcja Ameryki
Oczywiście porwanie znanego polskiego kapłana spowodowało również na Zachodzie odzew – reakcje polityków, związkowców czy zwykłych ludzi. Jako jeden z pierwszych zareagował amerykański Departament Stanu, który wyraził zaniepokojenie i – w imieniu władz USA – „silną nadzieję, że rząd PRL doprowadzi do rychłego zwolnienia księdza Popiełuszki”. Rzecznik Departamentu Stanu John Hughes zapytany przez jednego z dziennikarzy o sprawców uprowadzenia dyplomatycznie uchylił się od odpowiedzi, stwierdzając: „Nie wiemy kto jest odpowiedzialny za porwanie i nie występujemy z żadnymi twierdzeniami i posądzeniami”.
Włoski gniew wobec porwania
Spore było wzburzenie polityków włoskich – partie polityczne (niezależnie od barw politycznych) „w ostrych słowach” potępiły porwanie ks. Jerzego Popiełuszki. I tak np. skrajnie lewicowa (proletariacka) Partia Demokratyczna zapowiedziała złożenie pisemnego protestu w Ambasadzie Polski w Rzymie. Reagowali również zachodni związkowcy. Jako jedna z pierwszych, jeśli wręcz nie pierwsza, Międzynarodowa Konfederacja Związków Zawodowych, która wystosowała telegram do Wojciecha Jaruzelskiego, w którym ponaglała władze PRL „do podjęcia wszelkich niezbędnych kroków w celu uwolnienia tego czołowego obrońcy praw związkowych i godności w Polsce”. Wzywała ona również do „jak najszybszego odnalezienia i postawienia przed bezstronnym sądem” sprawców porwania. I jak zapewniała, a nawet wręcz naciskała: „rozwój wydarzeń związanych z tą sprawą będzie bacznie obserwowany przez miliony robotników na całym świecie”. Do porwania odnosiły się również inne zachodnie centrale związkowe. I tak np. chrześcijańska Włoska Konfederacja Pracowniczych Związków Zawodowych (CISL), a dokładnie jej Komitet Wykonawczy przyjął jednogłośną rezolucję, w której potępiła zbrodnicze porwanie księdza Jerzego Popiełuszki oraz oskarżyła peerelowskie władze o „niebezpieczne i dwuznaczne zachowanie”. Specjalne apele wystosowały również dwie organizacje francuskie. Komitet na Rzecz Rozbrojenia Nuklearnego z siedzibą w Paryżu w piśmie do polskiej ambasady domagał się od władz PRL „podjęcia wszelkich możliwych kroków w celu uwolnienia duchownego”. Depeszę do Jaruzelskiego wystosowała też grupa francuskich lekarzy, którzy „wyrazili zaniepokojenie okolicznościami uprowadzenia kapłana” oraz domagali się „nie szczędzenia wysiłków” w celu jego odnalezienia.
Solidarność Polaków na obczyźnie
Nie mogło oczywiście również zabraknąć polskiego głosu. Grupa byłych internowanych, którzy wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych i zostali członkami organizacji „Pomost” w Buffalo wystosowała do Wojciecha Jaruzelskiego telegram. Stwierdzali w nim, że są „głęboko wstrząśnięci bezprawnym uprowadzeniem księdza Popiełuszki”, domagali się „natychmiastowego uwolnienia księdza i ukarania winnych bezprawia”. Ponadto stwierdzali, że premier rządu PRL ponosi „odpowiedzialność za jego dalszy los” oraz żądali „obszernych wyjaśnień w tej sprawie”.
Papież apeluje o modlitwę i rozsądek
Stanowisko zajął oczywiście również Jan Paweł II. Było ono – podobnie jak postawa kierownictwa polskiego Kościoła – dość ostrożne. Papież stwierdził: Przejęty do głębi tym wydarzeniem wyrażam moją solidarność z pasterzami i ludem bożym kościoła warszawskiego, podzielam słuszny niepokój całego społeczeństwa wobec tego nieludzkiego czynu, który jest wyrazem przemocy dokonanej na kapłanie oraz oczywiście pogwałceniem godności i niezbywalnych praw ludzkiej osoby. I zaapelował „do sumień
tych, którzy dopuścili się tego haniebnego czynu i ponoszą zań odpowiedzialność” oraz do wiernych – „Was, drodzy bracia i siostry, proszę abyście złączyli się ze mną w modlitwie o rychłe uwolnienie księdza Popiełuszki i jego powrót do pracy duszpasterskiej”. I o to rzeczywiście modlono się, zarówno w kraju, jak i na Zachodzie. Jedną z mszy w tej intencji odprawił w Carlsbergu ks. Franciszek Blachnicki.
„Solidarność jest z Tobą”, czyli demonstracje polskiej emigracji
Polska emigracja na Zachodzie nie ograniczała się jednak jedynie do apeli, oświadczeń oraz modlitw o ocalenie uprowadzonego kapłana. Przed konsulatem PRL w Chicago została zorganizowana kilkusetosobowa demonstracja. Manifestanci z polskimi i amerykańskimi flagami przynieśli ze sobą transparenty w rodzaju: „Gdzie jest ksiądz Popiełuszko?”, „Solidarność jest z Tobą” czy „Skończyć z czerwonym terrorem” i przez ponad godzinę skandowali „Uwolnić księdza Popiełuszkę” czy „Wolność dla Polski”. Podobna demonstracja została również zorganizowana w Nowym Jorku – w jej trakcie przemawiał m.in. działacz wrocławskiej „Solidarności” internowany po wprowadzeniu stanu manifestacji dochodziło również w innych krajach, m.in. pod Polską Misją Wojskową w Berlinie Zachodnim. W tym przypadku w zamyśle organizatorów miały być one głównie protestem przeciwko więzieniu w PRL osób z powodów politycznych (przede wszystkim Bogdana Lisa oraz Piotra Mierzejewskiego), jednak dodatkowym bodźcem do nich stało się porwanie ks. Popiełuszki. Spowodowało ono zresztą, że apele o udział w demonstracjach „spotkały się ze szczególnie żywym odzewem”.
Wątpliwości i spekulacje w mediach zachodnich
W mediach zachodnich dość powszechna była opinia, że uprowadzenie księdza Jerzego było prowokacją. O tym, że tak było mogli zarówno usłyszeć słuchacze Radia Wolna Europa, jak i przeczytać czytelnicy komunistycznej „L’Unity”. Na antenie RWE jako pierwszy mówił o niej Zdzisław Najder.
– O porwaniu ks. Jerzego Popiełuszki można powiedzieć z pewnością, że jest to prowokacja. Nie jest natomiast jasne, kto kogo i do czego chce sprowokować? Ponieważ jest to prowokacja na wielką miarę o potencjalnie olbrzymich konsekwencjach, trzeba się nad tymi pytaniami poważnie zastanowić – stwierdził. I próbował na nie odpowiedzieć. Przypominał, że „osób zaangażowanych w działalność publiczną nikt w Polsce nie porywa, poza organami bezpieczeństwa, ale te organa mogą działać na zlecenie władz centralnych, albo na własną rękę”. W tym pierwszym przypadku – według niego – celem byłoby przede wszystkim nastraszenie najbardziej obywatelsko czynnych księży, a także i może przede wszystkim pokazanie Kościołowi i niezależnym siłom społecznym: popatrzcie, oto nasza ekipa jest zagrożona, jest zagrożona przez twardogłowych, nieodpowiedzialnych, brutalnych. Dogadajcie się z nami, poprzyjcie nas, bo inaczej będzie gorzej.
Ten rodzaj prowokacji uznał jednak za „niezbyt prawdopodobny”, gdyż władze PRL były w tym czasie „szczególnie zajęte przełamywaniem otaczającej je dyplomatycznej izolacji” i zależało im „na stworzeniu wrażenia, że panują nad sytuacją i że sytuacja jest znormalizowana”. W wariancie drugim autorami prowokacji mieli być „funkcjonariusze, którym się obecna ekipa, albo jej styl rządzenia nie podoba” – i zdaniem dziennikarza – mogli oni „mieć rozmaite cele na oku”. Według niego „mogli chcieć po prostu przekazać premierowi Jaruzelskiemu: „tak oto trzeba postępować z księżmi buntownikami. Dość patyczkowania się z Kościołem”, albo też mieć inne bardziej skomplikowane cele.
Domniemywał, że porwanie „Ma być może zablokować zmiany personalne na szczycie. Ma utrudnić Jaruzelskiemu i jego najbliższym pozbywanie się konkurentów i niewygodnych. Ma być sygnałem ostrzegawczym: nie zaczynaj z bezpieczniakami, bo my tu jesteśmy najważniejsi. Bez nas nie da się rządzić”. To jednak według Najdera nie wszystko – ich cele mogły być „jeszcze dalsze”, w tym być może nawet „obalenie rządzącej ekipy”. Niezależnie jednak od tego, która z tych hipotez miała ostatecznie okazać się prawdziwa, to – jak dodawał – odpowiedzialność za istniejącą w Polsce sytuację ponosi w pełni rządząca ekipa, ta sama, która osłoniła przed karą zabójców lubińskich górników, Bohdana Włosika, Grzegorza Przemyka.
Oskarżenia wobec PRL i Moskwy
Teza o prowokacji pojawiała się na antenie RWE jeszcze kilkukrotnie. Rozwijał ją m.in. zastępca dyrektora Rozgłośni Polskiej Andrzej Krzeczunowicz, który przypominał, że prowokacja jest nieodłączną cechą władzy komunistycznej, gdyż system ten odziedziczył ją w prostej linii od carskiej ochrany, której podpatrzył, rozwinął i udoskonalił wiele metod, obowiązujących po dziś w imperium sowieckim. Jak przy tym dodawał: dlatego też wielu ludzi, tak w kraju, jak i zagranicą zadaje sobie od kilku dni pytanie, czy za porwaniem ks. Jerzego Popiełuszki nie stoją przypadkiem towarzysze radzieccy. I stwierdzał, że mają do tego możliwości (w postacie swojej agentury w Polsce), a także powody (niezadowolenie z rozwoju sytuacji nad Wisłą). Nie przesądzał jednak, że tak w rzeczywistości było.
Niezależnie jednak od tego odpowiedzialnością za porwanie obciążał peerelowskie władze – Nawet, jeśli okaże się, że w tej brudnej sprawie maczała palce Moskwa, nie będzie to wcale powód do rozgrzeszenia rządzącej
obecnie w PRL ekipy. (…) Ta wojskowopartyjna ekipa ubezwłasnowolniła naród polski, odebrała mu podmiotowość. Na nią więc spada pełna odpowiedzialność za to, co się dzisiaj w Polsce dzieje – argumentował. Nie powinno dziwić, że potencjalnych sprawców nie wskazywała z kolei „L’ Unita”, w której pisano „wszystko wskazuje, iż zamach na tego duchownego o wielkim prestiżu osobistym stanowi zaplanowaną prowokację, niezależnie od tego, kto jest jej autorem”. W większości jednak media zachodnie były dość zgodne, co do sprawców. I tak np. francuski dziennik „Le Quotidieri de Paris” swój artykuł na ten temat zatytułował „Milicja porwała księdza, który stał się symbolem”. Jak w nim doprecyzowano za uprowadzeniem miały stać „specjalne służby partyjne”, a cała sprawa „wykraczać daleko poza aferę polityczno‐policyjną”. Dla tego francuskiego dziennika „zachowanie czynników oficjalnych” miało być „przykładem reakcji piromana, który po podpaleniu budynku pierwszy zwołuje ludzi do gaszenia pożaru”.
Śmiercionośna machina PRL: polskie szwadrony śmierci
Wątpliwości nie miał również koloński „Express”, na łamach którego stwierdzono: Tajna policja przemierzając na własną rękę kraj, jako szwadrony śmierci, to jak dotąd było zjawisko południowoamerykańskie. Teraz do czynienia mamy z tym prawdopodobnie w Europie i to w i tak już udręczonej Polsce. I dodawano: W polskich
władzach bezpieczeństwa znajdują się jeszcze rzeczywiście zwolennicy twardego kursu, którzy w skrytości ducha opłakują dawne dobre czasy stalinowoskie, kiedy to mogli folgować swym skłonnościom do okrucieństwa. W kontekście uprowadzenia ks. Jerzego Popiełuszki zachodnie media przypominały wcześniejsze pobicia, porwania czy zabójstwa, a szczególnie działalność „grupy bezpieczniackiej” pod nazwą OAS (Organizacja Anty‐Solidarność), która „oddawała się praktykom typu latynoamerykańskiego porywając i torturując znanych sympatyków „Solidarności z Torunia”.
Porwanie jako prowokacja czy desperacki akt?
Oczywiście nie wszystkie media zachodnie tak trafnie wskazywały porywaczy. W zachodnioniemieckim „Aa che ner Volkszeitung” pytano, czy uprowadzenie „jest sprawą kryminalistów, którym chodzi nie tyle o księdza, co o okup z kasy byłej Solidarności”, czy może „państwo posłużyło się kidnaperstwem, by pozbyć się wreszcie jednego z niewygodnych rebeliantów” czy też wreszcie „sama Solidarność upozorowała uprowadzenie, aby w ten sposób chronić jednego z jej czołowych działaczy”? Na Zachodzie zastanawiano się również nad zleceniodawcami uprowadzenia. Najczęściej upatrywano ich wśród zwolenników twardej linii wobec opozycji i Kościoła we władzach PRL.
Problemy dla Jaruzelskiego – kłopotliwe porwanie
Z drugiej strony – co zauważało wielu zachodnich dziennikarzy – porwanie ks. Jerzego Popiełuszki było dla peerelowskich władz problemem. I to z kilku powodów. Wspominał o tym w swoim komentarzu m.in. dziennikarz BBC Maurice Latey, który stwierdził: „To porwanie jest z pewnością kłopotliwe dla władz”. I to nie tylko dlatego, że jak tłumaczył Brytyj czykom „ksiądz Popiełuszko jest postacią niezwykle popularną”, ale przede wszystkim dlatego, iż „wydarzyło się w bardzo niewygodnym dla władz momencie; władze starają się bowiem usilnie akcentować normalizację i powrót do rządów prawa po lipcowej amnestii, w ramach której wypuszczono z więzień ponad 600 więźniów politycznych. Rząd podejmuje właśnie w Warszawie greckiego premiera
Andreasa Papandreu, a wkrótce spodziewa się wizyt brytyjskiego podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Malcolma Rifkina oraz ministrów spraw zagranicznych Włoch i RFN”.
Uderzenie w interesy władz PRL
Ekipie Wojciecha Jaruzelskiego zależało na wywarciu korzystnego wrażenia, gdyż – jak dodawał Latey – „chciałyby w ten sposób odzyskać możliwość czerpania z zachodnich kredytów zablokowanych po 13 grudnia 1981 roku”, a „kraje zachodnie wykazują wprawdzie gotowość do uratowania PRL od bankructwa przez rozłożenie spłat długów, ale jak do tychczas odmawiają udzielenia nowych kredytów, tak potrzebnych do rozruszania kulejącej gospodarki Polski”. Jeszcze dalej szedł warszawski korespondent „Le Figaro” w Polsce Bernard Margueritte, który pisał, że „porwanie ks. Popiełuszki nie tylko sprzeczne jest z interesami władz PRL”, ale rzekomo „wręcz to w te właśnie władze porywacze pragnęli przede wszystkim ugodzić”. Takie też starały się one stworzyć wrażenie, m.in. stawiając – co było wydarzeniem bezprecedensowym – zabójców ks. Popiełuszki przed sądem. Takie też były odczucia samego Jaruzelskiego, który po pogrzebie kapłana podczas posiedzenia Rady Ministrów mówił: „Ale mówiąc o tych wszystkich wielkich stratach, które ponieśliśmy można powiedzieć, że jest to zbrodnia na Popiełuszce jako człowieku w sensie fizycznym. Ale w sensie politycznym jest to cios, jest to zbrodnia wobec partii, wobec socjalizmu. Tym bardziej osobliwa, bo rzekomo w imię walki o partię i o socjalizm”.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem
Biura Badań Historycznych IPN